Przegląd 13 kolejki PLK

Nie tęskniłem. Albo po prostu nie odpocząłem od rutyny, w którą wpadłem od kiedy zacząłem regularnie pisać i oglądać (prawie) wszystkie mecze. Ta przerwa od polskiej koszykówki mogła być ciut dłuższa niż niecałe 2 tygodnie. No, ale skoro po tej kolejce kibice Startu Lublin nie mają prawa narzekać, to ja tym bardziej nie powinienem. Jedziemy i zaczynamy właśnie od meczu w Lublinie!

Na początku wyglądało to jakby przez tę przerwę nic się nie zmieniło. Tweety nadal był gruby, kibiców na trybunach nadal było dużo mniej niż w protokole, a gracze Stali znów lekceważąco podeszli do drużyny z dołu tabeli. Wszystko zmieniło się chwilę później. Zaraz po tym kiedy zaśmiałem się pod nosem z tego jak Adrom chwalił rolę Romana Szymańskiego w
„sukcesach” Startu z poprzednich lat.

Center Startu był fenomenalny, grał widowiskowo i z dużą energią. Mecz skończył z wyższym procentem niż zwykł wlewać w swoje gardło jego imiennik z Na Wspólnej. Wtórowali mu Dziemba i (w końcu) Kostrzewski. Tylko ten przeklęty Sharkey (oddanie go przez Legię będzie wysoko w podsumowaniach najlepszych transferów) nie potrafił pomóc drużynie w kluczowych momentach. A szansa była. Przynajmniej do momentu, w którym Florence i Kulig zaczęli trafiać zza łuku.

Polski Cukier Pszczółka Start Lublin 77:88 Arged BM Slam Stal Ostrów Wielkpolski po całkiem niezłym meczu (na pewno w drugiej połowie).

W drugim czwartkowym spotkaniu niestety zabrakło sportowych emocji. Oto 4 najciekawsze wydarzenia meczu Asseco Arka Gdynia 73:83 Enea Zastal BC Zielona Góra:

  • Zakończenie kariery przez cheerleaderkę o imieniu Natalia,
  • Kroki Przemysława Żołnierewicza,
  • Airball hakiem Sulimy (robi wszystko, żeby nie podbić swojej wartości transferowej, Zielona Góra naprawdę musiała mu się spodobać),
  • Oddanie hołdu przez Boykinsa wydarzeniom z Radomia sprzed dekady.

Z pewnością najbardziej ciekawi was ostatnie, więc śpieszę z wyjaśnieniami. Boykins chcąc przypodobać się społeczności polskich memiarzy, wykorzystał ostatnie sekundy spotkania do wymuszeniu faulu na… fotoreporterze. Chwycił piłkę niczym legendarna pani butelkę napoju, którego chyba już nie ma w sklepach i pobiegł na Mazurczaka. Niestety nie Andy’ego, tylko fotografa o tym samym nazwisku. Kurtyna.

W piątek również mieliśmy dwa spotkania. Widziałem jedno (wystarczy), to z Wrocławia. Śląsk już w pierwszej kwarcie ustawił sobie drużynę Daniela Szymkiewicza rzucając prawie 40 punktów. Trice nie stracił swojego luzu i swagu, a Dziewa wyglądał świeżo as fuck. Zupełnie jakby wolne dni poświęcił na sen, regenerację i wyleczenie drobnych urazów. A może to po prostu ten biały rękaw zdziałał cuda i pomógł rzucić mu 26 punktów na prawie 80% z gry.

Śląsk wygląda coraz lepiej i nadal aktualnie najciekawszym pytanie w sprawie przyszłości drużyny jest to, w którym kierunku pójdą włosy Jakuba Karolaka. Przewiduję 3 opcje: afro, vintage nieład lub wygolone boki a do nich piękne loki (jak u amerykańskich crush polskich nastolatek). Z niecierpliwością czekam na rozwój sytuacji. WKS Śląsk Wrocław 105:90 PGE Spójnia Stargard.

PS Nowy nabytek drużyny ze Stargardu Admon Gilder był statystycznie najlepszym graczem swojej drużyny.


W pierwszym sobotnim meczu mieliśmy więcej emocji niż przez dwa wcześniejsze dni. Mimo, że zmierzyły się dwie drużyny z identycznym bilansem (9:3) to wyraźnym faworytem spotkania Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – Twarde Pierniki Toruń byli gospodarze. Raz, że grali u siebie. Dwa (co ważniejsze) goście w przerwie stracili swojego dyrygenta (Watson) i tenora (Thompson). Kto postawił na zwycięstwo gości pił w sobotę na wesoło. W Słupsku kibice pili na wkurwie. Dlaczego? Połącz kropki:

  • Sędzia Trawicki,
  • 57 fauli (z czego 50 w 3 kwarty),
  • Mantas odesłany do szatni (ZA TO),
  • Przegrana Czarnych 94:77.

Zabrakło tylko przewinienia technicznego za to, że sędziowie po usłyszeniu nazwiska Beech uznali, że ktoś krzyknął w ich kierunku „Bitch”.

Emocje mocno udzielały się również kibicom na Twitterze. Padały słowa o „dogadzaniu przez swoje stare” czy „podsmażaniu słupskiej cebuli”. Nawet Karol, który zwykle emanuje spokojem wstawiał losowe znaki pokazując swoje zdenerwowanie.

Zacieram ręce (jak Borixon) na play-off.

PS W niedzielę dostaliśmy bardzo ładne oświadczenie Prezesa Zarządu Michała Jankowskiego.


W drugim spotkaniu było grzecznie (tylko 35 fauli). King Szczecin już z Malachi Richardsonem (wyrzucił Matczaka z pierwszej piątki) oraz Jayem Threattem (wszedł z ławki) podejmował u siebie Legię. Zainwestowane w nowych zawodników pieniążki pieniądze szybko się zwróciły. Gospodarze pewnie weszli w mecz i pozwolili mi doglądać go do końca jednym okiem. W całym spotkaniu rzucili dobrze broniącej przecież drużynie z Warszawy aż 99 punktów (dotychczasowym rekordem było 96 rzucone przez Stal).

W sercu mam jednak lekki żal, że dni starającego się Doko Salića są policzone. Po takim zwycięstwie Pan Król może być rozochocony do powiedzenia trenerowi Miłoszewskiemu „dobra, zapłacę więcej, bierzemy tego centra”. King Szczecin 99:83 Legia Warszawa.


Śnieg, mgła i chłód za oknem. Do tego zmęczenie po porannym treningu. Niedzielne drzemki są najlepsze. Wypoczęty, wstałem chwilę po 16 i ruszyłem w kierunku ekspresu do kawy. Kilkanaście minut później chwyciłem za telefon i odpaliłem Twittera. „Ale ten mecz jest śmieszny” przeczytałem i zacząłem się zastanawiać o jakim meczu mowa. Przecież Anwil gra o 17:30, a dwie godziny później Astoria podejmuje Hydrotruck, prawda?

Kiedy w trzeciej kwarcie odpaliłem telewizor było już po meczu. Żiga Dimec pudłował spod kosza, a potem spokojnie zbierał swoje piłki i nikt mu w tym nie przeszkadzał. „Ma szczęście, że gra przeciwko GTK” podpowiadał komentujący mecz Radosław Spiak.

4 kwarta nie miała już żadnego znaczeniu.

W całym meczu Anwil miał 20 zbiórek więcej niż goście, Dykes nie wyskakiwał z ekranu swoją stylówką, Szymon Gallus zagrał półtorej minuty a Jabari Hinds był -24. Anwil Włocławek 95:71 GTK Gliwice.

Mistrz Europy ze Słowenii już kradnie serca kibiców swoimi trikami.

Do wczoraj niedzielne zestawienia trzymały bardzo mocny poziom. Zakończenie kolejki telewizyjnym meczem Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – HydroTruck Radom mogło nie przyciągnąć tłumu kibiców. Dodatkowo wielu z nich mogło zrezygnować z oglądania dosyć szybko po tym jak przez 7 minut obie drużyny złożyły się łącznie na 8 punktów.

Trochę żałowałem, że mecz nie odbywał się w Radomiu, bo rzucane przez zawodników cegły mogłyby przyspieszyć oddanie nowej hali.

Na szczęście gracze obu drużyn w porę się „ogarnęli” i koniec końców dostaliśmy dobry i wyrównany do ostatniej końcówki mecz. W tych jak wiecie Radomianie nie radzą sobie najlepiej. Po tym jak Jakub Nizioł zadał (jak się okazało ostateczny) cios zza łuku, zmarnowali dwie szanse na przedłużenie widowiska i przegrali 76:73.

To nie była najlepsza kolejka najlepszej koszykarskiej ligi świata.

Tekst: pełen ironii i żartu / fot. Screenshot z Twittera @KratoslawPLK

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.