8 kolejka rozpoczęła się tak mocno, że w obawie przed zbyt długą treścią przeglądu w piątek rano opublikowałem dodatkowy tekst. Poniżej znajdziecie streszczenie wydarzeń z Gdyni oraz Torunia, które nie powinny umknąć waszej uwadze.
W piątek mieliśmy tylko jedno spotkanie PGE Spójnia – HydroTruck Radom. Drużyny z podobnym bilansem z czego tylko jedna (Radom) nie przegrała jeszcze na wyjeździe. Często w takich „podejrzanych” meczach właśnie się to zmienia. Przez większość spotkania jednak oba teamy grały tak, jakby wynik był już zapisany w gwiazdach. Osłabiony Hydrotruck myślał, że „wygra się samo”, a Spójnia uprawiała stojącą koszykówkę w stylu „podanie, zasłona, cegła”. No dobra, były jeszcze zbiórki, bo te Radom niemal całkowicie odpuścił. Na koniec okazało się, że Jake O’Brien chyba jako jedyny nie wierzy w ezoterykę i postanowił rzucić wyzwanie przeznaczeniu. Na pomoc kolegów nie mógł za bardzo liczyć, znajdowali się w innym wymiarze.
Pewne zwycięstwo Śląska! Uczestnik Eurocup gromi drużynę z Dąbrowy Górniczej.
Musieliśmy czekać do 8 kolejki żeby przeczytać takie zdanie. Nieważne, ze grali u siebie. Nieważne, ze grali z MKS-em. Nieważne, że rywal grał w okrojonym składzie. Nieważne, że Urlep nadal się nie uśmiechnął. Ważne, że Jakub Karolak dostał wiatru w afro, a Zielony [tutaj miał być żart o czteropaku bezalkoholowego] mógł wytrzeć kurz z rudej.
Więcej emocji było w drugim sobotnim pojedynku. Stal ze względu na kolejną kontuzję podkoszowego była zmuszona grać niskim ustawieniem, a Legia uznała, że weźmie udział w tej strzelanie.
Jak nauczyły nas finałowe mecze rozegrane w bańce, spotkania wyjazdowe nie różnią się niczym od domowych. Kosze wszędzie są takie same i skuteczność rzutów zależy tylko od zawodników. Legia trafiła 13 z 38 trójek, a Stal 12 z 29. Proste.
Bardziej martwią mnie jednak losy Adama Kempa. Byłem ciekaw czy center warszawskiej Legii wyjdzie na drugą połowę. W pierwszej stale musiał biegać za Anderssonem i próbować blokować jego rzuty zza łuku. Do tego w ataku przez większość czasu był zmuszony odganiać się od zawodników Stali, którzy przypominali komary próbujące go zagryźć. Myślę, że chociaż przez chwilę musiał rozważać, żeby znów się spakować i wsiąść do pociągu byle jakiego.
Jak zauważył Karol, jeden z bukmacherów oferował zakłady na linię punktową Jovanovića w meczu z MKS-em. Nic dziwnego, bo (przynajmniej w końcówce) nie było go myślami w Ostrowie Wielkopolskim.
Niedziela to nie jest dzień na ugly pleasure, tylko family pleasure. Od meczu GTK Gliwice – Start Lublin trzymałem się więc z daleka i nie zobaczyłem historycznego, pierwszego zwycięstwa Startu pod wodzą Spaseva. Na Apple TV za to pojawił się Kosmiczny Mecz: Nowa Era. Można wypożyczyć za piętnastaka!
Osłabiona Astoria według bukmacherów (to pewnie ci sami eksperci, którzy mieszali w głowie przed sezonem jej najważniejszemu kibicowi na TT) miała nie mieć nic do powiedzenia w meczu z Treflem. Kurs 5.20 leżał na ulicy, więc podniosłem i włączyłem czwartą kwartę.
Kilkanaście sekund do końca spotkania, Trefl prowadzi trzema punktami. Andrzej Pluta na koźle. Chwilę wcześniej spudłował dwa floatery, ale coooo z teeeeego!!!! Trójka na remis! Bang! Transmisja się zawiesza! 9 sekund do końca! TRANSMISJA SIĘ ZAWIESZA!
I wraca dopiero w dogrywce.
Ale Trefl już nie wrócił. Andrzej Pluta wszedł im do głowy, a Jakub Nizioł wleciał. Kupon wygrany. Dziękuję.
Najlepsze na koniec, czyli pojedynek łysych. Wizyta we Włocławku była pierwszym poważnym testem przed Trenerem Miłoszewskim i jego watahą. Co prawda do meczu Anwil przystępował z małą przewagą, bo do gry wrócił Szewczyk, ale szybko wpadł w problemy z faulami. Na parkiecie zostało więc tylko dwóch Panów z lśniącymi głowami i to od ich decyzji miało zależeć, która drużyna w poniedziałek będzie mieć wolne.
W pierwszej połowie zawodnicy Kinga postawili trudne warunki gospodarzom i postanowili mocno zawalczyć o day off. Moje ulubione trio obwodowych Schenk/Matczak/Dorsey-Walker znów było w gazie, a Djoko Salić walił w łeb podkoszowych Anwilu jak jego sobowtór Michał Materla w oktagonie.
Gracze Anwilu nauczeni porażką z Czarnymi nie czekali do ostatniej kwarty i wrócili do gry już na starcie trzeciej. Zresztą, skoro nawet Łączyński trafił za trzy z 10 metrów to musieli wrócić.
Na chwilę.
Wataha była mocna jak ta produkcji HBO. Kibice z Zielonej Góry wycierają łzy kolegom z Włocławka jak ja na ostatnim odcinku. Gratulacje Komendancie Markowski! Przepraszam, Trenerze Miłoszewski!
Tekst: pełen ironii i żartu